21:15
UTARLIŚMY NOSA NIEDOWIARKOM Dwa dni po premierze, kiedy Przemysławowi Piechockiemu, pomysłodawcy i szefowi wystawienia "Halki" w Środzie prawie wysiadł głos, rozmawiał z nim Zbigniew Król. Zbigniew Król - Premiera "Halki" okazała się wielkim sukcesem. Ale zanim w niedzielę wyszliście na scenę było zapewne wiele nerwów, stresu i tremy... Przemysław Piechocki - Zespół aż do pierwszego spektaklu widział jedynie fragmenty przedstawienia. Obraz całości jawił się jedynie w mojej głowie. I dlatego, co tu ukrywać, zespół był przerażony, bał się, że będzie wstyd i plama. Kiedy więc opadła kurtyna po zakończeniu premiery, podszedłem do moich śpiewaków, którzy czekali na mój komentarz. Zapytałem: "No i co?". To było tak zrozumiałe, że nie trzeba było więcej słów. Nasz spektakl był uzależniony od funduszy. Gdyby było ich więcej, na pewno zrobilibyśmy przynajmniej cztery próby z orkiestrą. A tak były tylko dwie. Tak naprawdę dopiero niedzielna premiera była próbą generalną, bo dopiero wtedy odegraliśmy po raz pierwszy całość. Zespół wykonał ogromną pracę. Przez ostatnie dwa tygodnie spotykaliśmy się niemalże codziennie. Trzeba było zostawić swoje domy, obowiązki. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczny. Z.K. - To pan musiał jednak wziąć na siebie całą odpowiedzialność za przedstawienie. Nie było po Panu widać nerwów. P.P. - Tylko zewnętrznie. Bardzo wszystko przeżywałem, ale jako szef całego przedsięwzięcia nie mogłem tego okazywać. W operze każdy jest od czegoś, tutaj musiałem zająć się całością. W dodatku nasi soliści i chórzyści nigdy nie współpracowali z orkiestrą. Musieli, zwłaszcza ci pierwsi, unieść ogromny ciężar. Wielu ludzi nie wierzyło, że nam się uda, pukali się po głowie, kiedy słyszeli, że chcemy wystawić "Halkę". Mam sporą satysfakcję, bo naszym sukcesem udało nam się im utrzeć nosa. I pokazaliśmy, że nawet w Środzie można zrobić coś, co wydawało się niemożliwe. Z.K. - Na sukces "Halki" złożyła się praca wielu ludzi... P.P. - Tak. Oprócz solistów i chóru, czyli tych których widzieliśmy na scenie, był szerego osób, które wykonały wielką pracę. Byli zatem dyrygenci chórów - Domicella Chudzińska z wrzesińskiej Cameraty i Bronisław Hyżorek z nowomiejskiego Domino Cantemus. Obdarzyli mnie wielkim zaufaniem. Oba chóry dojeżdżały do Środy na próby, zostawiając wszystkie swoje obowiązki, sami płacili za dojazdy. Wspaniałą pracę wykonała Iwona Łażewska, która opracowała układy choreograficzne, m. in. poloneza, którym zaczyna się "Halka". Świetną pracę wykonały prezes chóru kolegiackiego Danuta Pajszczyk, księgowa Mirosława Michalak - Podczasiak, a także Arleta Czubaj, która dotarła do większości naszych sponsorów. Bardzo chcę podziękować burmistrzowi i władzom miejskim za wsparcie finansowe. Jestem za to niemile zaskoczony postawą starostwa, które nie wsparło i nie pomogło nam w żaden sposób. A przecież "Halka" była przedsięwzięciem powiatowym. Dziękuję dyrektor Ośrodka Kultury i wszystkim pracownikom obsługi technicznej. Z.K. - Czy "Halkę" będzie jeszcze można zobaczyć w Środzie? P.P. - Myślę, że tak. Technicznie jest to wykonalne, choć wszystko rozbija się o pieniądze. Pewnie bilety musiałyby być droższe, jakieś 20 zł. Wtedy bylibyśmy w stanie pokryć koszty orkiestry. Z.K. - Jakie plany na przyszłość? P.P. - Pomysłów jest bardzo wiele. Na razie jednak pozmieniały mi się plany życiowe, więc nie wiem, jak będzie wyglądała moja praca w Środzie. Być może w ogóle stąd zniknę. Jeśli nie, to we wrześniu chciałbym rozpocząć próby do czegoś naprawdę wielkiego, znacznie większego niż "Halka". |